Prawie letni poranek. Za otwartym oknem deszcz napieprzał już od kilku godzin. Jean otworzyła oczy i chrapliwym głosem ziewnęła, po czym przełożyła się na drugi bok. Z jej zielonych oczu odczytywalne było cierpienie. Mogę to zrobić na wiele sposobów – pomyślała Jean. Po cichu, albo pompatycznie. Szukała najlepszego rozwiązania dla rozwiązania swoich trosk. Niestety nic nie przychodziło jej na myśl. Po kilku minutach zwlekła się z barłogowego wyra i powolnym krokiem zmierzała ku stolika z telefonem. Jej kończyny zdawały się być powyjebywane we wszystkie strony. Nagle zdała sobie sprawę, że jest już przy telefonie. Halo – wyjęczała Jean. Tak słucham – odezwał się głos w słuchawce. Fele? To ja Jean. Słuchaj Fele nie wiem co robić – łkała w niebogłosy. Mogę to zrobić na wiele sposobów, ale nie wiem jak. Boję się, że próba może okazać się nieudana – ciągnęła drżąco Jean. Ale co ty gadasz? – zapytał zaspany Fele. No przecież Ci mówię cały czas, że nie wiem co robić. Nagle w słuchawce Jean usłyszała trzask. Fele jesteś tam? – wyła Jean. Jestem, jestem tylko kurwa nie wiem o czym ty do mnie mówisz. – odburknął Fele. Już wiem – zasopraniła Jean. Wiem, zrobię to farmakologicznie. Chyba wezmę te cholerne prochy– zastanawiała się głośno Jean. Wiesz co Jean? – próbował ciągnąć Fele, po czym stracił kontrolę nad emocjami i wywrzeszczał – Ty głupia pindo wiesz, która jest godzina? Weź sobie dwakace albo ugotuj rosołu. Wtedy ci przejdzie ten cholerny kac.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz